Andrzeja najbardziej ucieszyła podróż do Matki...


Pamiętam, że Andrzeja pierwszy raz widziałem w tych samych okolicznościach, co zawsze, kiedy go widuję. Pokój w mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. Andrzej zawsze wstaje, kiedy przychodzę. Mówi proste "cześć Szymon" i "cieszę się, że przyszedłeś". Zawsze w domu jest mama. Ona zwykle otwiera drzwi.

Kim jest Andrzej?

Jest życzliwą, otwartą osobą, która zawsze potrzebuje drugiego. I na drugiego czeka. Miałem przyjemność być "drugim" przez dwa semestry. Chodziłem do chorego na porażenie mózgowe młodego człowieka, którego często jedynym pragnieniem, było wyjść na dwór. Czasem wstać na nogi. Nie o własnych siłach - o kulach. Dużo walczył, dużo ćwiczył, aby schorowane ciało, osłabłe ręce i niestabilny kręgosłup, pozwalały mu wciąż stawać na nogi.

Pokazał mi kiedyś swój album ze zdjęciami. Dzieciństwo, koledzy, choroba. Rodzina i wielki skarb w jego pamięci. Dwa razy był u Matki w Loretto. Modlił się, aby dawała mu sił. Modlił się z całą grupą proszących. Wciąż marzy, żeby być u Matki po raz trzeci.

Są ludzie-skarby, od których nic nie możemy otrzymać, jeżeli patrzymy na nich z perspektywy materialnej. Ci sami ludzie, są skarbami, bo uczą nas miłości. Przez swą otwartość dają nam poczucie, że jesteśmy potrzebni.

Cóż więcej każdemu z nas jest potrzeba, oprócz pewności, że jesteśmy potrzebni, że nasze życie ma sens?

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Pokaż Jezusa!

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Idź do światła