Psychologia...
Są mody, które kształtują otoczenie. Dzisiaj modne jest spotkanie z psychologiem. Każdy zdaje się dzisiaj potrzebować opieki terapeutycznej, specjalistycznej i psychologicznej. Zresztą psycholog jest, jak przyjaciel, wszystko mu można powiedzieć. A jak się powie, to na pewno nie będzie pamiętał. Bo w sumie każdego pamiętał będzie? Bzdura. Od przyjaciela go różni tyle, że więcej kosztuje. Ale i to ma plusy - płacę to wymagam.
Sam miałem do czynienia z różnymi psychologami. Bardziej i mniej zasadniczymi. Jedni robili testy, drudzy preferowali terapię grupową. Każdy znalazł odchyły. Nie będę mówił o swoich publicznie. Szczególnie, że w efekcie zwykle okazywało się, że odchyły od normy łatwo znaleźć w każdym. Bo z reguły żaden człowiek nie jest taki sam. A normy... one są z reguły takie same zawsze.
Po co psycholog? W sytuacjach, kiedy rzeczywistość wymaga. Psycholog ma pomagać wyciągać się z chorób, jest lekarzem. Nie powinien na siłę znajdywać choroby, ale precyzyjnie diagnozować już zaistniałe. Mnie psychologia pomogła w uporządkowaniu sobie wielu spraw, lub uświadomieniu innych. I tyle. Znam człowieka, który raz skorzystawszy z pomocy psychologa doświadczył pomocy i zachowywał się jak wyznawca ideologii psychologicznej. Żył psychologią. Studiował. Praktykował na innych. I co drugiemu psychologa polecał.
Aż pogadał ze mną…
Czy psychologia i wiara są różnymi drogami do tego samego celu? Filozofia Wschodu i psychologia mogą być zbieżne – wiele je łączy. Być może połączą się kiedyś. Kiedy postawi się obok psychologii chrześcijaństwo – poważnie potraktowany przynajmniej jeden system wartości zacznie wykluczać akceptację drugiego.
Wszystko bierze się w spojrzeniu na osobę. W psychologii to zespół zjawisk, który należy „ustawić”. Psychologia każe patrzeć na wszystko z punktu widzenia „ja”. Chrześcijaństwo idzie dalej. Nakazuje czasem nawet zapomnieć o „ja” w imię „Ty”.
Tam, gdzie psychologia dopatruje się błędów, wymaga korekty, albo kształtuje postawy, chrześcijanin szuka cnót.
Tam, gdzie psychologia dopatruje się błędów, wymaga korekty, albo kształtuje postawy, chrześcijanin szuka cnót.
To oczywiście nie znaczy, że psychologia nie może, czy nie jest, skutecznym narzędziem terapeutycznym.
Psychologiczna terapia, jak każda terapia, musi w pewnym momencie się skończyć. Kiedy zobaczymy chorobę, bierzemy tyle lekarstwa, aż wyzdrowiejemy i na tym koniec. Każde przedłużanie leczenia jest szarlatanerią ze strony lekarza i hipochondrią ze strony leczonego. Jednocześnie pokładać wiarę, przynajmniej nam wierzącym, należy w Łaskę. To ona ma prowokować do przemian. Każdy, od początku istnienia świata, miał swoje problemy, które nazywamy "psychologicznymi". Każdy z nas - ja i Ty - odstępujemy od wszechwładnej "normy". Kiedyś było tak samo jak dziś. Z jedną różnicą - kiedyś każde odstępstwo od normy, było czymś niezauważalnym, było zwykłą "innością", która w miarę upływu czasu kształtowało otoczenie - dzisiaj odstępstwo takie, to "dramat człowieka", na który jest zawsze paragraf w różnych Zbiorach Praw współczesnej psychologii.
Psychologia - tak, jak najbardziej, pod warunkiem, że zna swoje granice i psycholog jest uczciwy.
Psychologia wszędobylska, albo pozbawiona zdrowego rozsądku, lub Bożej i/lub społecznej pedagogii - nie, nie, nie!
Na koniec smaczek:
Moja znajoma od 5-ciu lat regularnie uczęszczała do "swojego" psychologa. Dwie wizyty miesięcznie. Kosztów szczegółowych nie znam, ale średnia krajowa za wizytę u psychologa jest dość wysoka. Pan psycholog słuchał, słuchał, słuchał... później łapał się za głowę. Pochwalił, że pacjentka do niego przyszła. Poklepał po ramieniu. Przepisał leguminę. I mówił życzliwe "do zobaczenia". Pięć lat... Koleżanka w pewnym momencie poszła do innego psychologa. "Jej psycholog" był na zasłużonym urlopie. W gabinecie usłyszała o wielu innych problemach, które posiadała. Więcej - "jej" psycholog nigdy nie zwrócił na to uwagi. Była mocno zdenerwowana. Co zrobiła? Zmieniła psychologa? Nie, uwolniła się od nich. Od leków zresztą też. Okazało się, że negatywnie wpływały na przewód pokarmowy. Minął rok, a ona z dumą powtarza: "opuściłam psychologa!".
I koniec i bomba, kto nie doczytał ten trąba.
Waldkowi