Co ludzie powiedzą... na temat swoich duszpasterzy?
Wyobraźmy sobie spotkanie wspólnoty Y pod przewodnictwem księdza X. Wyobraźmy sobie, że przebieg modlitwy, rozważań, konferencji i studiów tego spotkania jest poprawny i wszyscy wyglądają na zadowolonych. Przychodzi godzina, kiedy spotkanie się kończy...
To już będzie moja radosna twórczość, bo to się przecież nigdy nie zdarza, ale wyobraźmy sobie, że wspólnota z różnych powodów, po spotkaniu zaczyna wypowiadać te rzeczy, które uważają u księdza X, jako braki.
Tymczasem życzliwy duszpasterz poszedł do swojego mieszkania i albo jest zadowolony z siebie, albo zastanawia się, co mógłby zrobić lepiej. "Przecież wspólnota jest zadowolona" - myśli uczciwie.
Ksiądz jest stałym elementem wspólnoty. W Kościele, w różnych grupach nie tylko kieruje modlitwą i życiem, ale jest w tych aktywnościach czynnie obecny. Jego cele, zadania, zwycięstwa i porażki są zawsze powiązane ze wspólnotą - czy parafii, czy grupą modlitewną. Oczywiście wszelkie oceny ludzkie są jakąś wypadkową subiektywnych odczuć i oczekiwań oraz prób obiektywizacji, które też z reguły są subiektywne. Są one wszystkie jednak przesłaniem, które, zdaje mi się, w dyskusji wewnątrz wspólnot, również Kościoła, nie są zanadto obecne. Bo kiedy już są, to są albo poklepywaniem zawsze wspaniałego duszpasterza, albo infantylnym krytykanctwem, w imię tak powszechnego dzisiaj w niektórych warstwach intelektualnych "kościelnego antyklerykalizmu".
Problem jest konkretny i ważny - jak dzisiaj wspólnota widzi księdza? Dlaczego ksiądz coraz częściej wchodzi w "ramki" świeckiego a świecki coraz częściej próbuje udawać księdza? Co oznacza rozpowszechniony termin "antyklerykalizmu katolickiego" (nb. który najczęściej używają księża, aby pokazać jacy są nieksiężowscy - "no bo przecież, co księżowskie to <> i takie próżne, i stereotypowe, i staroświeckie")?
Z tego wszystkiego przenika wielka potrzeba dzisiejszej rozmowy wewnątrz wspólnoty Kościoła. Ksiądz traci tożsamość, nie wie jak być i jaki być dla wspólnoty i dla świeckich. A wspólnota, szczególnie świeccy, za rzadko zabierają, moim zdaniem, głos na ten temat.
A zatem - "Coraggio!" - Odwagi!
To już będzie moja radosna twórczość, bo to się przecież nigdy nie zdarza, ale wyobraźmy sobie, że wspólnota z różnych powodów, po spotkaniu zaczyna wypowiadać te rzeczy, które uważają u księdza X, jako braki.
Tymczasem życzliwy duszpasterz poszedł do swojego mieszkania i albo jest zadowolony z siebie, albo zastanawia się, co mógłby zrobić lepiej. "Przecież wspólnota jest zadowolona" - myśli uczciwie.
Ksiądz jest stałym elementem wspólnoty. W Kościele, w różnych grupach nie tylko kieruje modlitwą i życiem, ale jest w tych aktywnościach czynnie obecny. Jego cele, zadania, zwycięstwa i porażki są zawsze powiązane ze wspólnotą - czy parafii, czy grupą modlitewną. Oczywiście wszelkie oceny ludzkie są jakąś wypadkową subiektywnych odczuć i oczekiwań oraz prób obiektywizacji, które też z reguły są subiektywne. Są one wszystkie jednak przesłaniem, które, zdaje mi się, w dyskusji wewnątrz wspólnot, również Kościoła, nie są zanadto obecne. Bo kiedy już są, to są albo poklepywaniem zawsze wspaniałego duszpasterza, albo infantylnym krytykanctwem, w imię tak powszechnego dzisiaj w niektórych warstwach intelektualnych "kościelnego antyklerykalizmu".
Problem jest konkretny i ważny - jak dzisiaj wspólnota widzi księdza? Dlaczego ksiądz coraz częściej wchodzi w "ramki" świeckiego a świecki coraz częściej próbuje udawać księdza? Co oznacza rozpowszechniony termin "antyklerykalizmu katolickiego" (nb. który najczęściej używają księża, aby pokazać jacy są nieksiężowscy - "no bo przecież, co księżowskie to <
Z tego wszystkiego przenika wielka potrzeba dzisiejszej rozmowy wewnątrz wspólnoty Kościoła. Ksiądz traci tożsamość, nie wie jak być i jaki być dla wspólnoty i dla świeckich. A wspólnota, szczególnie świeccy, za rzadko zabierają, moim zdaniem, głos na ten temat.
A zatem - "Coraggio!" - Odwagi!