Dobro bez Boga - czemu nie?

Wolontariat jest piękną sprawą. Wyzwala w młodych ludziach wiele schowanego zwykle w ich codzienności dobra, otwiera i uczy odpowiedzialności, ofiary z siebie, miłości bezinteresownej, wyrzeczenia, służby i wielu innych potrzebnych cech.

Byłem w szkolnym wolontariacie przez dwie klasy liceum. Organizacja, zarejestrowana jako fundacja ogólnopolska, zrzeszała wielu młodych ludzi, którzy rywalizowali w "byciu dobrym". Wyścig "ku dobru" z mottem: "dobro - podaj dalej", zaczerpniętego przez Panią Prezes tej fundacji z popularnego amerykańskiego filmu.

Dwa lata "wyścigu". Dlaczego się urwało?

Pojawił się w trakcie mojej obecności w tej cywilnej organizacji wielki problem. Jeżeli to ma służyć tak na prawdę mnie, to po co to robić? Cała machina zachęcania do czynienia "dobra" skierowana była na "młodego wolontariusza", który przez służbę innym, miał mieć lepszy start w życiu zawodowym i sam czerpać korzyści z tego oddanego innym czasu.

I tu był dla mnie problem, który spowodował porzucenie tej formy wolontariatu.

Świecki wolontariat, oderwany od Boga i potrzeby człowieka do porzucenia siebie, miłości bezinteresownej drugiego jest po prostu pozbawiony sensu.

"Po co być dobrym, jeżeli nie ma Boga?" - To pytanie zadałem moim kochanym łotrom z liceum Rejtana na katechezie.

To wynika z naszej dorosłości, rozwoju cywilizacji - Odpowiedziała mądra młodzież.

Ale przecież jeżeli nie ma Boga, nie ma zbawienia, to "dobrym" jest się wtedy, kiedy najwięcej zrobi się dla SIEBIE. Kiedy nie ma Boga, jestem "dobry", jeżeli ukradnę i nie zauważą, albo zabiję i nie złapią. Jeżeli zaś poświęcam swój cenny czas umierającemu, albo schorowanemu, od którego nic nie dostanę - to po ludzku jestem FRAJEREM.

Dobro bez Boga?

Niemożliwe. Prędzej czy później staje się użyteczną moim celom hipokryzją. A można jest to obecne również w Kościele.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Pokaż Jezusa!

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Idź do światła