Misje...

Kościół misyjny?
Kiedyś zapytał mnie mój przyjaciel, dlaczego nie wybrałem misji. Kilka osób mnie o to pytało, co jakiś czas wraca: "dlaczego nie misje?". Zwykle odpowiadałem, że to kwestia serca, które jest mocno z Warszawą związane. I to jest prawda. Kocham Moje Miasto. Ale to nie cała prawda. Dzisiaj to wyraźnie sobie uświadomiłem.

Żeby być na misjach, trzeba być gigantem. Misje są wielkim, tytanicznym wysiłkiem. I to nie chodzi tylko o fizyczną sprawność. To drugorzędny wysiłek w tej perspektywie. Misje są dla gigantów ducha. To wysiłek wewnętrzny, musisz wiedzieć kim sam jesteś, aby innym móc wskazywać drogę i przy tym ich nie poranić. Sam sobie krzywdy nie zrobić. Trzeba znać swoją tożsamość, żeby nie sprowadzić innych na błędną drogę. Bo wtedy ma się nie tylko swój błąd na karku. To ogromna odpowiedzialność. A jesteś często sam...

Misje są dla gigantów. To nie jest tylko ewangelizacja. To często wszystko inne. Ewangelizacja i duch, potrzeby ducha są później - najpierw trzeba nakarmić, nauczyć, zapewnić samodzielność, zbudować domy, drogi. Dopiero później jest czas na kaplicę, o kościele nie wspomnę, bo będzie to śmieszne. A ten tekst jest na serio. Módlcie się ze mną za misjonarzy. To prawdziwi tytani. Módlcie się, aby było ich jak najwięcej.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat