O mieście, które stanęło w bieli

Właśnie wróciłem z mojego kochanego miasta - Warszawy. Miasto całe w bieli, przyjemny wiatr muska policzki i twarze, mróz ścina wodę w błyskawicznym tępie... Autobusy, samochody, tramwaje i ludzie mają jedną wspólną cechę  -  stoją. Samochody trąbią, ludzie narzekają, przepychają się szukają nadziei patrząc na puste tory tramwajowe (bo tramwaj od 30 minut nie przyjechał). Miasto stoi. I hałasuje. Co to znaczy? Oczywiście - atak zimy.

Jeden dzień po pięknej Iluminacji Warszawy przyszła kolej na wielką porażkę. Patrzyłem na ludzi. Szczyt rozgoryczenia. Niektórych opanowanie podziwiałem. Wszyscy dzwonili o rodzinom i znajomym mówili: "Niesamowite - całe miasto, to jeden wielki korek!". I to jest prawda. W tej chwili od Okęcia po Żoliborz wszyscy stoją. Boisz się, że ktoś z Twoich bliskich nie wrócił jeszcze z pracy do domu? Zapewne stoi w korku.

Przemarzłem, ale fakt, że mogłem jechać dzisiaj z mieszkańcami mojego miasta i dzielić te niedole podróżowania przynosi mi trochę otuchy. Inaczej nie rozumiałbym, że ktoś może mieć dość komunikacji. W Seminarium nie mam okazji na co dzień zażywać jej dobrodziejstw.

Trasa, którą powinienem pokonać w godzinę zajęła trzy.
The End.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat