Spotkałem Chrystusa

Przyszedł niespodzianie. Kilka dni chodził ze mną, patrzył na mnie. A ja w Jego obliczu truchlałem, z trwogi, lęku, tonąłem w bezsensie i samozadowoleniu. Albo innych równie nieinteresujących rzeczach.

Aż wreszcie podszedł do mnie. Niezdecydowanie. Niestanowczo. I nie zaczął od mówienia mi o błędach. Zaczął od mojej potrzeby. Przypomniał, że jest. I cały mój egoizm prysnął w ułamku sekundy, rozpłynął się jak lód od gorąca Jego Miłości. W Jego Obliczu, które wreszcie dostrzegłem, zobaczyłem siebie i zobaczyłem Jego. I On mi powiedział: "Jesteś mi potrzebny - czekam na Ciebie". Oto Twoje zadanie, powiedział mi dalej, służ tym, którzy na Ciebie czekają. Tu jest sens.

Popatrzyłem wokół siebie...

Dziękuję Ci Boże, za każdą osobę, której jestem potrzebny, za każdego człowieka, któremu mogę służyć. Kiedy ich nie będzie, moje życie będzie bezsensu. Kiedy będą - ten sens będzie zawsze. Ucz mnie Chryste nieustannie dostrzegać i dziękować za każdą drugą osobę. Widzieć w nim Twoje Oblicze i Ciebie samego. I kochać każdą osobę w moim życiu Twoją Miłością -  bez egoizmu. Być miłującym zawsze bez egoizmu. Przecież on mi napsuł tyle krwi.

Panie, Przyjdź!

Rozpocznij mój Adwent!

Radujcie się, powtarzam... Radujcie się...

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Czasem trzeba rozsypać świat

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu