Antoś

Pewnego pięknego wiosennego dnia, kiedy nic na to nie wskazywało, wśród smutku i płaczu swej kochającej rodziny odszedł do Nieba Antoś - człowiek dobry i pobożny. Kiedy przeszedł przez wrota śmierci, zobaczył schody wiodące ku górze, wśród obłoków, i Wielką Złotą Bramę, i klucze, i św. Piotra. I jedno go tylko biednego dziwiło, że nijak nie jest zdziwiony.

Ruszył zatem w górę schodami, które złociły się pośród obłoków. Kiedy wchodził w kierunku Złotej Bramy myślał o swej obronie i swoim życiu. Wiedział, że idzie przed Boży Majestat i wiedział, że nie jest taki, jaki by chciał tutaj być.

Należy teraz powiedzieć, choć symbolicznie, cośkolwiek o samym Antosiu. Był on człowiekiem, jak to nadmieniliśmy tutaj, dobrym. Żył dobrze i pełen był dobrych intencji. Miał jednak, pośród kilku pomniejszych, tę jedną i wyjątkową wadę, że był porywczy. Brało się to stąd, że gniew łatwo Antosia opanowywał z miłości do najbliższych. Tak chciał dla nich dobrze, że nie potrafił się opanować. Z miłości powstały gniew, dla dobra innych przecież, często miał złe skutki.

Antoś zatem, jak pamiętamy, wchodził po złotych schodach, do Złotej Bramy przed Boży Majestat. I całą drogę obmyśliwał linię obrony. Wszelkie możliwe pytania, i wszelkie możliwe odpowiedzi. Cóż, bardzo chciał być w Niebie. I równie bardzo nie chciał trafić do piekła.

Kiedy już stanął przez Bożym Majestatem, czyli Trójcą Świętą, która chociaż była Jedna to w Trzech Osobach, nie ujrzał ani księgi, ani oskarżyciela, ani nic takiego. Zdziwił się wielce, ale nie to najbardziej na niego wpłynęło. Oblicze Boże, które było Jedno chociaż Trzech, patrzyło na Antosia z dobrotliwą troską. Acz poważnie.


Nie czuł się sam.


Powiał wiatr. Ale ciepły. Nie przeszywający, jak w tanim horrorze.

Nagle Antoś, zobaczył swoje życie ponownie. Od początku do końca. Nie zdziwiło go, że stało się to w ułamku sekundy. I nie zdziwiło go, że nie miał czasu nad tym się nawet zastanowić. Od początku do końca zobaczył swoje życie. I zobaczył, jak wiele się wydarzyło. I zobaczył cierpienia jakie spowodował. I pokochał naprawdę wszystkich, których skrzywdził. I już nie chciał się bronić.

W tym samym czasie, od strony Bożego Oblicza, usłyszał Głos:

Antoni, dobrze że jesteś. Wejdź do radości swojego Pana.

Antoni podniósł ręce ku górze, zrobił kilka kroków w kierunku, gdzie widział Boży Majestat. I, co dla aniołów w Niebie zdawało się już dobrze znaną sceną, zaczął wołać i Bogu tłumaczyć, ile to zgrzeszył, ile osób przez gniew swój od siebie i od Boga odwrócił. Ile błędów popełnił. I płakał i wołał. I tęsknił i błagał o wybaczenie. I nie wiedział, czy jest godny iść do Nieba.

Tak, Antoni, obok dobra uczynionego, wiele błędów popełniłeś. Nie pamiętaliśmy o tym zupełnie. Ciężkie decyzje podejmowałeś i z trudem podejmowałeś zadania, jakie wszyscy Tobie postawiliśmy. Winę zaciągnąłbyś większą. Ale Syn mój, ilekroć błądziłeś, stał obok Ciebie i cierpiąc połowę jej zabierał. Nigdy nie byłeś sam. Winy zatem dostatecznej, abyś w Niebie z Nami nie był, nie widzimy. 
Wejdź do radości swojego Pana.
Antoni poszedł do Nieba.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat