Co jest za zakrętem, czyli VII Niedziela zwykła
Miałem jakiś czas temu okazję rozmawiać z młodym mężczyzną, który przez brak rozwagi stoi na krawędzi życia. Ciężko chory, noszący stygmat, który wywołuje poczucie wykluczenia ze społeczeństwa, z trudem układa logikę swojego życia. Wirus HIV zatrzymywany farmakologicznie przedstawia mniej więcej określone granice życia, nie tylko w wymiarze jego końca, ale też stylu. Od diety po plan dnia. Do tego poczucie winy i przepaść między środowiskiem.
Kiedyśmy rozmawiali onego czasu, najtrudniejszą rzeczą było nie przekroczenie tego progu empatii, w którym poczułby się rozumiany i zrozumiany. Nie było to uzdrowienie, jego poczucia własnej wartości, bo to od ludzi z zewnątrz nie zawsze jest zależne. Człowiek zderza się z prawdą o swoim życiu która wcale nie wyzwala. Wręcz przeciwnie - przytłacza i grozi rozpaczą. I dlatego jego historia, jest podobna do naszej - każdego z nas.
A lekarstwo znajdziemy w dzisiejszej Ewangelii
Co Jezus mówi o tej sytuacji, kiedy interpretuje słowa Tory "oko za oko, ząb za ząb"? Mówi do każdego z nas, do mnie i do Ciebie, że w tej, danej nam sytuacji, trudnej, ale określonej, nie czas na zadawanie pytań i roztrząsanie. Nie zawsze jest czas na analizę i rozliczenia. Kiedy podczas spaceru dopada nas burza nie stajemy i zastanawiamy się, przez kogo wyszliśmy, tylko szukamy schronienia i tam biegniemy.
Jeżeli wiąże mnie relacja z Bogiem, powinienem wiedzieć, gdzie jest moje schronienie - czytaj: wyjaśnienie sensu spotykającej mnie burzy. Dalej jednak trzeba podjąć wysiłek, nie tyle roztrząsań, ale znalezienia drogi.
I tu wracamy do Ewangelii
Jezus Chrystus, wobec którego jesteśmy w relacji, jest też trochę tym, który chce od nas owego płaszcza, chce żebyśmy z Nim szli tysiąc kroków. Zawsze patrzyłem na tę Ewangelię, szukając w "owym drugim", który mnie bije, który chce mi coś zabrać, chce żebym z nim gdzieś szedł, tylko jakiegoś zbója, mojego bliźniego.
Ale teraz
Można na to spojrzeć z perspektywy, jaką wytycza Jezus - Byłem głodny, a daliście mi jeść... Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. To On chce, abym z Nim szedł. Tu i teraz. Wyruszył w nieznane. Tak, pokopany. Tak, niewidzący sensu. Tak, z mieczem rozpaczy nad głową.
Ale żebym poszedł. I zaufał. Bez roztrząsań. Bo w Jego oczach wszystko naprawdę ma sens. Jak nie pójdę, nie zaufam, też będzie mnie bolało. Ale nigdy nie zobaczę sensu.
Czyż nie wiecie, że świątynią Boga jesteście i Duch Boży mieszka w was?
Kiedyśmy rozmawiali onego czasu, najtrudniejszą rzeczą było nie przekroczenie tego progu empatii, w którym poczułby się rozumiany i zrozumiany. Nie było to uzdrowienie, jego poczucia własnej wartości, bo to od ludzi z zewnątrz nie zawsze jest zależne. Człowiek zderza się z prawdą o swoim życiu która wcale nie wyzwala. Wręcz przeciwnie - przytłacza i grozi rozpaczą. I dlatego jego historia, jest podobna do naszej - każdego z nas.
A lekarstwo znajdziemy w dzisiejszej Ewangelii
Co Jezus mówi o tej sytuacji, kiedy interpretuje słowa Tory "oko za oko, ząb za ząb"? Mówi do każdego z nas, do mnie i do Ciebie, że w tej, danej nam sytuacji, trudnej, ale określonej, nie czas na zadawanie pytań i roztrząsanie. Nie zawsze jest czas na analizę i rozliczenia. Kiedy podczas spaceru dopada nas burza nie stajemy i zastanawiamy się, przez kogo wyszliśmy, tylko szukamy schronienia i tam biegniemy.
Jeżeli wiąże mnie relacja z Bogiem, powinienem wiedzieć, gdzie jest moje schronienie - czytaj: wyjaśnienie sensu spotykającej mnie burzy. Dalej jednak trzeba podjąć wysiłek, nie tyle roztrząsań, ale znalezienia drogi.
I tu wracamy do Ewangelii
Jezus Chrystus, wobec którego jesteśmy w relacji, jest też trochę tym, który chce od nas owego płaszcza, chce żebyśmy z Nim szli tysiąc kroków. Zawsze patrzyłem na tę Ewangelię, szukając w "owym drugim", który mnie bije, który chce mi coś zabrać, chce żebym z nim gdzieś szedł, tylko jakiegoś zbója, mojego bliźniego.
Ale teraz
Można na to spojrzeć z perspektywy, jaką wytycza Jezus - Byłem głodny, a daliście mi jeść... Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. To On chce, abym z Nim szedł. Tu i teraz. Wyruszył w nieznane. Tak, pokopany. Tak, niewidzący sensu. Tak, z mieczem rozpaczy nad głową.
Ale żebym poszedł. I zaufał. Bez roztrząsań. Bo w Jego oczach wszystko naprawdę ma sens. Jak nie pójdę, nie zaufam, też będzie mnie bolało. Ale nigdy nie zobaczę sensu.
Czyż nie wiecie, że świątynią Boga jesteście i Duch Boży mieszka w was?