"Nikt nas nie najął...", czyli XXV Niedziela zwykła roku A

Często latami czekamy, aż będziemy pewni, że te lata miały sens.

Zdarza się, że w jakimś lęku uciekamy od tej odpowiedzi. Nie starcza nam cierpliwości. Dzisiaj dowiedziałem się o młodym człowieku, którego znałem, i który skacząc z mostu, odebrał sobie życie.

Nikt nas nie najął

To brzmi jak: "nikt nas nie potrzebuje". Nikt mnie nie potrzebuje. Jak boli to zdanie. Tak po ludzku, chyba nikt nie chce go usłyszeć, nikt nie chce, aby dotarło do jego uszu, świadomości.

Siedzimy w wielu miejscach. Na ławkach w parku, w pubach, barach, klubach. Siedzimy przed telewizorem, komputerem. Siedzimy w pracy - przed jej godzinami i po nich. Zostawiamy domy, rodziny, obowiązki. Bo boimy się, że nikt nas nie potrzebuje.

Często latami czekamy, aż będziemy pewni, że te lata miały sens.

Jest taka pokusa, żeby codziennie móc wywoływać emocje, zadowolenie, radość. Żeby poczucie spełnienia było elementem każdego naszego wysiłku, pracy. Każdego dnia, żeby coś nas stymulowało, zachęcało do dalszej pracy, dalszego życia. Czy to nie jest zabawa sobą samym? Czy to nie forma kłamstwa, tworzenia sztucznych widoczków. Usypianie siebie, swojej wytrwałości. Jeżeli szukamy "pomysłów", aby siebie podbudować emocjonalnie, to walczymy z prawdą, która być może dzisiaj jest szaroburo-jesienna. Nudna. I wydaje się bez sensu.

Odpowiedź na ten stan daje w drugim czytaniu św. Paweł, kiedy mówi: Dla mnie żyć - to Chrystus! Życie doczesne porównuje do owocnej pracy. Takiej samej, do której najemników w Ewangelii dzisiejszej szuka sam Chrystus. Każdego z nas.

Mówi Jezus: zacznij działać, podejmij swoje zadania - wstań ze swojej ławki.
Nie pytajmy kiedy będzie nagroda. Kiedy zapłata. Ona będzie po pracy. Ciężkiej i wyczerpującej.

Błogosławionej Niedzieli!

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Pokaż Jezusa!

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Idź do światła