Świętość - zadanie dla mnie i dla Ciebie
Pamiętam pewien wieczorny spacer, po moim mieście. Godzina była już bardzo późna. Ciemno na ulicach. Latarnie oświetlały ludziom i pojazdom drogę. Miasto nocą. Na szczęście było ciepło. Pożegnałem się w centrum ze znajomymi i poszedłem na piechotę w kierunku Starego Miasta.
Ulica Chmielna. Zwykle kręci się tam sporo ludzi - wtedy było pusto. Ale jeszcze wówczas nie zwróciłem na to uwagi. Myślałem o czymś innym. Wszedłem w Nowy Świat, a tam również pustawo. Co jakiś czas ktoś mnie minął w świetle latarni i witryn sklepowych.
Doszedłem do kościoła św. Krzyża. Tu zobaczyłem tłumy. "Coś się dzieje" - pomyślałem i pomału wszedłem do kościoła po schodach, omijając ludzi, stojących w kolejce. Noc spowiedzi.
"Proszę księdza - mam problem"
Ileż razy od tych słów zaczyna się najdłuższa rozmowa w życiu?
Arcybiskup Michalik powiedział kiedyś w jednym z wywiadów: wielkość chrześcijaństwa polega na tym, że proponuje ono [...] drogę do świętości. Aż kusi mnie, żeby dodać - każdemu proponuję tę drogę. Mnie i Tobie.
Kościół wchodzi w czas pokuty, pokajania - jak mówią nasi wschodni bracia. Ten czas pokuty to czas modlitwy o świętość. Moją i Twoją. Całego Kościoła, bo chce Bóg, żebyśmy we wspólnocie się zbawiali. Ileż grzechów i zaniedbań wobec różnych ludzi i wspólnot niosę? Ile da się z nich naprawić? Do ilu Pan Bóg będzie musiał przyłożyć wiele swej Łaski, żeby "zaklajstrować" pęknięcia?
Świętość Kościoła, to zmaganie o świętość każdego z nas. Grzech Kościoła - ten wielki, który media rozgrzebują średnio raz na dwa dni, i ten mały, który skrywany jest w sercu (często nawet sercu, któremu wydaje się, że jest daleko od Kościoła) - jest zawsze grzechem moim i twoim. Niedostatecznym zmaganiem, zbyt dużym zaniedbaniem.
Jeżeli chcemy przygotować się na nową ewangelizację w roku wiary, to musimy być święci. To musimy pokazać innym, braciom moim, że Kościół we mnie i dla mnie jest święty. Trzeba pokazać, ja muszę pokazać, swoją wiarę. Modlitwą, pracą, czynem i wreszcie słowem, które to dopełni. I w takiej kolejności.
Inaczej to będą trociny.
Ulica Chmielna. Zwykle kręci się tam sporo ludzi - wtedy było pusto. Ale jeszcze wówczas nie zwróciłem na to uwagi. Myślałem o czymś innym. Wszedłem w Nowy Świat, a tam również pustawo. Co jakiś czas ktoś mnie minął w świetle latarni i witryn sklepowych.
Doszedłem do kościoła św. Krzyża. Tu zobaczyłem tłumy. "Coś się dzieje" - pomyślałem i pomału wszedłem do kościoła po schodach, omijając ludzi, stojących w kolejce. Noc spowiedzi.
"Proszę księdza - mam problem"
Ileż razy od tych słów zaczyna się najdłuższa rozmowa w życiu?
Arcybiskup Michalik powiedział kiedyś w jednym z wywiadów: wielkość chrześcijaństwa polega na tym, że proponuje ono [...] drogę do świętości. Aż kusi mnie, żeby dodać - każdemu proponuję tę drogę. Mnie i Tobie.
Kościół wchodzi w czas pokuty, pokajania - jak mówią nasi wschodni bracia. Ten czas pokuty to czas modlitwy o świętość. Moją i Twoją. Całego Kościoła, bo chce Bóg, żebyśmy we wspólnocie się zbawiali. Ileż grzechów i zaniedbań wobec różnych ludzi i wspólnot niosę? Ile da się z nich naprawić? Do ilu Pan Bóg będzie musiał przyłożyć wiele swej Łaski, żeby "zaklajstrować" pęknięcia?
Świętość Kościoła, to zmaganie o świętość każdego z nas. Grzech Kościoła - ten wielki, który media rozgrzebują średnio raz na dwa dni, i ten mały, który skrywany jest w sercu (często nawet sercu, któremu wydaje się, że jest daleko od Kościoła) - jest zawsze grzechem moim i twoim. Niedostatecznym zmaganiem, zbyt dużym zaniedbaniem.
Jeżeli chcemy przygotować się na nową ewangelizację w roku wiary, to musimy być święci. To musimy pokazać innym, braciom moim, że Kościół we mnie i dla mnie jest święty. Trzeba pokazać, ja muszę pokazać, swoją wiarę. Modlitwą, pracą, czynem i wreszcie słowem, które to dopełni. I w takiej kolejności.
Inaczej to będą trociny.