Przyszedł na świat w... rodzinie

Spodobało się Panu Bogu, aby Syn Jego Umiłowany przyszedł na świat nie tylko w ludzkim ciele i nie tylko narodził się z kobiety. Panu Bogu spodobało się coś jeszcze - żeby Dziecię przyszło na świat w rodzinie.

Kiedy na świat przychodzić mięli greccy półbogowie, synowie Zeusa, nie był brany ich kontekst życia. Nie mieli silnych ziemskich korzeni. W filozofii greckiej i greckim rozumieniu świata to, co było ziemskie było ulotne i nic niewarte.

Jezus i Jego kontekst życia przypomina nam o sensie świata, sensie naszej rodziny. Ziemskiej i po ziemsku rozumianej. Nie wyidealizowanej. Szczęśliwej i normalnej.

W Ewangelii dzisiejszej słyszymy, jak Jezus zgubił się swoim rodzicom. Świętość tej rodziny może zakłada właśnie świadomość, że nie ma świata wyidealizowanego, nie ma dziecka, które nie idzie własnymi ścieżkami. Może właśnie rodzina w jednym ze swych zadań ma wpisaną pewną flexible.

Giętkość, która jest gotowa przyjąć "nieznane", jakim jest każdy nowy człowiek, każda zaleta i wada człowieka, który jest jej elementem. To są "nieznane". Nieznane są przyczyny innych zachowań.

Zdarza się, że ktoś jest odrzucany przez swoje środowisko, przez innych ludzi dlatego, że zachowuje się inaczej, ma inne poglądy, cechy, wreszcie ma inną orientację lub inny sposób bycia. Słusznie się dzieje, kiedy podstawowej akceptacji swojej osoby szuka w rodzinie, w krewnych.

Można zapytać, jaka jest dzisiaj właściwa postawa rodziny wobec odmienności jednego z jej elementów. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, najpierw trzeba jasno dopowiedzieć, że nie chodzi tu o jakiś grzech. Coraz częściej spotykam się z ludźmi, rodzicami, dziećmi, młodymi, którzy mają problem w kochaniu swoich bliskich, ponieważ nie potrafią zaakceptować "starych", albo "młodzieży" oraz wielu innych cech.

Rodzina jest cierpliwa i jest troskliwa. I trudno pogodzić mi z obrazem rodziny ojca lub matkę, która dziecku trzaska drzwiami przed nosem. Trudno pogodzić mi z obrazem rodziny obraz, w którym matka lub ojciec znęca się nad kimś psychicznie albo fizycznie. Kłóci mi się z obrazem rodziny obraz, w którym dziecko swoich rodziców stygmatyzuje i oszukuje tylko dlatego, że już wszystko od nich wziął, co miał wziąć i do niczego więcej nie są oni mu potrzebni.

Trzeba modlić się za rodziny, żeby były szczęśliwe. Żeby były coraz szczęśliwsze, żeby im się udawało odnajdywać się codziennie na swoich ścieżkach, w tej Jerozolimie, o której mówi Ewangelia. Może komuś wydawać się, że piszę o "złych" sprawach. Ale trudno poruszać prawdziwe problemy, unikając "bolesnych słów". Przepraszam, jeżeli kogoś dotknąłem.

Błogosławionej Niedzieli!

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat