Węgiel i wargi, czyli V Niedziela zwykła
Na wstępie zaznaczę, że słowo "powołanie" nie jest tylko powołaniem do stanu duchownego.
Powołanie dotyczy wszystkich. Jak wszyscy wierzący w Jezusa mają nakaz życia według Dekalogu i Ewangelii. Z tego życia, wynika zadanie misyjne - tam, gdzie jestem, tym, co robię głoszę Zbawiciela i Pana, który jest w Jezusie Chrystusie.
My lubimy czasami odciąć się od nadziei na polepszenie życia. Lubimy powiedzieć, że nic nie da się zmienić. Tak być może chciał powiedzieć Szymon w dzisiejszej Ewangelii, kiedy Jezus jemu, staremu rybakowi, szefowi korporacji odławiającej ryby jeziora Genezaret, tłumaczy, że ryby wyłowi w środku dnia.
Tak samo, jak absurdalne jest wypłynięcie w połowie dnia na połów, po wielogodzinnym czyszczeniu sieci (nie zapominajmy, że Ewangelia na początku wspomina nam trochę mimochodem, że przyszli apostołowie czyszczą sieci - to znaczy, że zwijają na razie interes), tak myślimy czasem, że absurdalne jest nasze głoszenie słowa innym, nasze świadectwo - w pracy, w szkole, w domu. "Wypłyń na głębię" spotyka się z lękiem, niewiarą.
Żyję pośród ludu o nieczystych wargach
Doświadczenie własnej małości jest wspólne wszystkim bohaterom dzisiejszych czytań. Św. Paweł, Izajasz i św. Piotr wyraźnie wskazują we własny sposób o swej niegodności wielkiego zadania głoszenia Jezusa jako Zbawiciela.
I rzeczywiście - nikt z nas nie jest godny. Kto stawia się ponad innych - będzie poniżony. Chyba, że Bóg kogoś wybiera. Wtedy On przygotowuje.
Wypala węglem nieczyste usta
Usta wypalone ogniem są nie tylko czyste. Nie tylko bolą. Są też gorące. Tak, trzeba samemu płonąć wiarą, aby innych do wiary zapalić. Trzeba doświadczyć rzeczywistego bólu oczyszczenia, aby nie być w swej wierze idealistycznym i dumnym. I motywy trzeba mieć czyste. Sprawdzone. I wierne.
Pan Bóg nie zostawia swoich proroków. A prorokami jesteśmy w pewnym sensie wszyscy. Nawet ja. Nie ja co prawda, ale łaska Boża ze mną.
Błogosławionej Niedzieli!