Wiara - moja prywatna sprawa! - dlaczego?

Kiedy szedłem ostatnio jedną z ruchliwych ulic w Warszawie zobaczyłem tłumy ludzi, różnie poubieranych, komunikujących światu swoje estetyczne, kulturowe i (nieraz) światopoglądowe zapatrywania. Ciało, ubiór i to, co noszę jako dodatek, detal i upiększenie, książka, którą czytam - to wszystko - jest komunikatem dla mojego otoczenia. Jasnym, między pokoleniowym i między kulturowym.

Pośród tego tłumu byli różni ludzie. Jedni mieli czerwone włosy, inni irokeza, jeszcze inni piękną falę lub proste włosy. Jedni mieli garnitur, inni skórę. Jedni mieli buty na koturnie, inni na obcasie, jeszcze inni szli w glanach. Jedni czytali "metro", inni mieli jakieś czytadło, jeszcze inni...

... i tak dalej.

W zeszłym tygodniu parlament jednego ze stanów Kanady debatował nad zakazem publicznego okazywania swej przynależności do grona chrześcijan przez urzędników administracji publicznej. Osobną decyzją przekazał zaś sporą kwotę pieniędzy na promowanie równości religijnej.

Jest to świetna, przynajmniej dla mnie prezentacja naszego kompleksu cywilizacji chrześcijańskiej, czy może nawet post-chrześcijańskiej. Zdaje mi się, że część z nas, "nowocześni" dostrzegają, że nie umieją ze znakiem wiary utożsamić się tak mocno, jak inne kultury. Ateiści, muzułmanie, konsumpcjoniści i wielu innych wierzących XXI wieku europejczyków i ludności napływowej potrafi zrozumieć i bronić swych ideologii i ich symboli niemal do upadłego.

My, chrześcijanie, już nie.

Wygląda to tak, że zamiast czytać i modlić się Biblią, sięgamy po Dana Browna, zamiast kontemplować i adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, chodzimy do Złotych Tarasów i oglądamy przedmioty, na które i tak nie wydamy pieniędzy, bo w dobie kryzysu ich mało. Zamiast iść na Mszę Świętą i spotkać się z rzeczywiście obecnym Bogiem w Sakramentach, oglądamy "Ranczo", albo "Plebanię". Oczywiście to wersja dla wierzących.

Oczywiście - nie wszyscy. Ale wszyscy znający się choć trochę na socjologii przyzna mi rację, że to zdecydowana większość. Źle, że ta nie zmniejsza się. Chrześcijanie obojętni religijnie, więcej - martwi religijnie - wysychają. Wiara niepodlewana usycha. Zrozumiałe jest, że każdy ma innej natury problemy związane z budowaniem relacji z Bogiem. Te utrudnienia mają różne uwarunkowania. Ale czy wiara nie jest wspinaczką? Nie jest szukaniem drogi na szczyt. Nie da się wchodzić siedząc na kamieniu.
Wiem, o czym mówię, bo kilka lat temu wybrałem się góry z kolegą i zabrakło mi sił na dalszą wędrówkę. Wybrałem wygodne leżenie w słońcu na polanie.

Nie martwi mnie, że ktoś kiedyś zdejmie krzyż w szkolę, w której uczę. Nie martwi mnie, że ktoś wywlecze księdza z plebanii pod pretekstem molestowania nieletnich chłopców i wszyscy (bez procesu) uznają go winnym. Nie martwi mnie, że za chodzenie z krzyżykiem na piersi będzie kara, kto wie, może nawet śmierci. Mnie to naprawdę nie martwi. Mnie martwi, że to będzie polakom obojętne.

Dlatego każdego z Was, kochani, którzy to czytacie, proszę, abyście szukali więzi z Jezusem i Kościołem. Abyście zmagali się, żeby w Waszym życiu zawsze było dla Jezusa miejsce. Proście o Ducha Świętego, żeby dawać dobre świadectwo - miłości, nadziei i wiary, którą staracie się żyć. Proście o odwagę. O męstwo i mądrość.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat