XVIII Niedziela zwykła

Po niezbyt długim i niewyczerpującym czasie przerwy, postanowiłem, że wrócę do pisania bloga. Pierwszą prawdą, jaką można z tego wyciągnąć jest fakt, że czas nieustannie płynie, zmienia nas i sprawia, że wakacje w powolny, acz nieodwoływalny sposób zbliżają się do końca...

... ale nie można tym zbyt długo się zajmować.

Szczególnie, że dzisiaj Kohelet w pierwszym czytaniu rozpoczyna od przypomnienia nam, o upływającym czasie i utrapieniach, które on niesie. Utrapieniach na zmianę z cierpieniami.

Dochodzę do wniosku, że w tej sytuacji wielkim skarbem jest świadomość, że mam jeszcze miesiąc wakacji! (Mam oczywiście na myśli wakacje szkolne, ponieważ w parafii teraz jak najbardziej pracuję, urlop mam kiedy indziej)

A może zazdrościsz komuś słodkiego nic-nie-robienia? Może myślisz, że masz za krótki urlop. Może chciałbyś więcej...

Jeżeli tak, to dzisiejsza Ewangelia w jakiś sposób może Ciebie dotyczyć. Prośba o podział majątku, z jaką "ktoś" przyszedł do Jezusa, jest niczym innym, jak prośbą o wyrównanie pozornej niesprawiedliwości. Z tą pretensją przychodzą wszyscy, którym nie podoba się zło na świecie, to, że dobrzy cierpią (częstokroć siebie widzą w tej dobrej roli), a źli mają się źle. Często są to też Ci, którym wydaje się, że zło zwycięża w świecie, stąd warto iść w tym kierunku i w nosie mieć dekalog.

To piękne słowo z dzisiejszego dnia nie mówi nam tylko, że jesteśmy głupcami, kiedy siebie postawimy jako drogowskazy dobroci i sprawiedliwości (wiecie: "ja to bym na miejscy Pana Boga [gdyby oczywiście Pan Bóg był...] zrobił to i tamto"). Ileż razy od Ojca słyszymy to "głupcze!", bo znowu za bardzo sobie zaufaliśmy!

Jest jeszcze coś. Coś wprost niesamowitego.

Żeby to zrozumieć, trzeba, żebyśmy coś sobie wyobrazili. Ten, kto jest aktualnie nad piękną laguną, gdzieś daleko, gdzie woda łączy się z horyzontem i kąpie się w potoku światła, a wokół szumi gęsty zielony las, dając przyjemny powiew letniego i orzeźwiającego powietrza, może to zrozumieć od razu.

My, spędzający swój żywot pośród polskich upałów bez kropli deszczu musimy to sobie wyobrazić.

Otóż mnie chodzi o to wezwanie św. Pawła, żebyśmy szukali tego, co w górze. Czy dostrzegasz to? Ten błękit nieba i uczucie, że jesteś zakochany w świecie? Miejsce, w którym skądkolwiek jesteś, czujesz się szczęśliwy?

Błogostan zadowolenia ma mi przypominać niebo. Szczęście tak wielkie, jak żadne inne, które doświadczyłem, zaznałem lub o nim pomarzyłem. Wedle św. Pawła o nie mamy się zmagać. Każdego dnia, mamy "biec ku wyznaczonej mecie", zmagać się, aby dotrzeć do obiecanego raju. Miejsca, gdzie będę szczęśliwie wpatrywał się w Niego. I nic więcej mi nie będzie potrzeba...

Nic nie będzie mi więcej potrzeba...

Błogosławionej niedzieli!

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu

Czasem trzeba rozsypać świat