Kościół ma zmieniać perspektywę - na rok 2021
Photo by Michele Francioso on Unsplash |
Francja, XIX wiek. Po rewolucji regularnie trwa proces planowego odsuwania Kościoła od wpływu na władzę. Do tego procesu Kościół przyczynił się znacząco, gorsząc postawą odpychającą od wartości, które wyznawał. Francuscy intelektualiści forsowali religię wiedzy, zwłaszcza nauk empirycznych, wmawiając skutecznie sobie i innym, że to synonim postępu, wolności oraz dojrzałości intelektualnej.
Cudowny Medalik zaczął oddziaływać w tym środowisku w dobie uświedczania, czyli planowego procesu rugowania wpływu Kościoła na państwo. Wydawałoby się, że proces laicyzacji będzie sprzyjał wyśmiewaniu sakramentaliów i znaków podobnych do Cudownego Medalika. Że "stare", "wsteczne" i że "przeżytek". Nie przyjmie się. A jednak nawet sceptycy wobec pomysłu Maryi przekonali się, jak wielkie cuda jest w stanie uczynić Pan Bóg przez kawałek metalu z określonymi symbolami.
Kościół w 2021
Mamy problem w Kościele z określeniem priorytetów, to problem każdego, kto czuje się częścią Kościoła. Celowo piszę "czuje się", a nie jest w sensie formalno-wolitywnym, ponieważ formalność ostatnio modnego "wypisania się" z Kościoła nic nie zmienia. W mojej opinii jest wręcz psychologicznym dowodem na to, że wypisujący się wcale Kościoła nie ignoruje. Czuje jego siłę i czuje, że Kościół, który widzi w mediach, nie jest jego miejscem.
Słusznie, Kościół nie jest taki, jak widzą go media i jak go przedstawiają. Ale Kościół w walce o swój wizerunek nie jest bezwolnym cielęciem. Przykro patrzeć, jak często wieloletni dorobek wielu "codziennych katechetów" (rodziców, księży, katechetów szkolnych, sióstr zakonnych, znajomych, przyjaciół, chrzestnych) niweczą co jakiś czas głupie reakcje lub ujawnione grzechy pokazywane przez media.
Racja, że sytuacja w ostatnim czasie bije na alarm, że ponad połowa wiernych przestaje widzieć w Kościele swojego rzecznika, że nie darzy Kościoła zaufaniem. Sondaże dość wiarygodnie pokazują postępująca tendencję niszczenia wiarygodności Kościoła. Przyczyn pewnie można mnożyć, jednak mnie przekonuje jedna.
Za mało dbamy o tych, których mamy być rzecznikami. Historycznie - Kościół społecznie zawsze był punktem odniesienia, kiedy dbał o tych, których władza nie szanowała. W Kościele, przy ołtarzu, wszyscy byli równi, ponieważ ujawnia się hierarchia najistotniejsza: Stwórca-stworzenie. Zaczęło się upomnieniem się przez Jezusa o celników i prostytutki, potem św. Paweł jednał niewolników z ich panami nazywając ich braćmi, potem były procesy Świętej Inkwizycji (tak, tej, która jako pierwsza w średniowieczu wprowadzała w feudalnym świecie znane nam dzisiaj procedury sądowe), a wreszcie ostatnio kościoły były przestrzenią dla opozycji lat 80. w polskiej wiośnie Solidarności. Kościół miał zarezerwowaną przynajmniej kruchtę dla niewiernych, których słuchał, miał konfesjonał dla grzeszników, w którym dawał im nowy początek życia.
Kościół jest ponad wszystkim
Nie mówię, że dzisiaj tak nie jest. Jestem jednak przekonany, że z jakiś powodów nie przebija się do mentalności społeczeństwa i zbiorowej emocji, że Kościół jest ponad wszystkim. Nie w sensie dumnego podnoszenia nosa i faryzejskiej dychotomii "święty-grzesznik" w znaczeniu "my-reszta świata". Ale jako tego, że bez względu na ludzkie poglądy, przyjęty, czy nieprzyjęty chrzest, orientację polityczną, wybór życiowego partnera, Kościół jest zawsze służebny wobec ludzi. I najpierw służebny. Bo wszyscy ludzie (Sobór Watykański II) są do Kościoła przypisani, ponieważ są dziećmi Jedynego Boga. Nawet w Niego nie wierząc, plując na Niego, niszcząc Kościół, w tym Kościele mają znaleźć Ewangelię.
Niestety, bardzo często mylimy warunki przynależności do Kościoła jako wspólnoty, warunki uzyskania sakramentów, z warunkami uzyskania pomocy, czy mówiąc szerzej, Miłości. Co przez to rozumiem? Wierzę, że na bramie Nieba będzie rodzaj kontroli dokumentów, w której ktoś będzie sprawdzał jak się prowadziliśmy i wiem, że za naukę tego, jak się prowadzić, aby świętym zostać jest odpowiedzialny Kościół. To oczywiste. Ale trzeba tu dopowiedzieć, że Kościół w posłudze Miłości nie jest Niebiańskim Urzędem Paszportowym. To nie jest tak, że życzliwość, sprawiedliwość, uczciwość i opieka nad słabszymi, czy proste przebaczenie, jest reglamentowane i należy się tylko "naszym".
"Naszość" niszczy Kościół
Kościoła nie niszczą pieniądze, ani nie niszczy go władza. W życie Kościoła jest wpisane dysponowanie dobrami materialnymi oraz olbrzymia władza, sięgająca dalej niż dobra ziemskie. Kościół niszczy logika "naszości". Kiedy wspólnota, nieważne czy w domu, czy w kraju, przestaje myśleć o całości, o wszystkich, przestaje być przed sobą samą rzecznikiem mniejszości (niestety, dziś to słowo jest rozumiane czysto ideologicznie), Kościół taki, taki dom i taka rodzina przestaje być wspólnotą, a zaczyna być frontem.
Kościół poprzez to, że zawsze należy do większości, zawsze ma olbrzymi autorytet. Nawet w krajach zlaicyzowanych i krajach wrogich Kościołowi i chrześcijaństwu, Kościół się liczy, co widać w nagłówkach gazet i portali. Wedle zasady - z kim się liczą o tym piszą.
Jako wielka siła, my, ludzie Kościoła, nie możemy pozwolić sobie na proste wdrukowywanie nam zasad tego świata. Również podziału na "tych" i "owych", na "lepszych" i "gorszych" na "pro" i "pro". Nie chodzi, przynajmniej mnie teraz, o zacieranie granicy zła i grzechu. W moim rozumieniu Ewangelii, chodzi o przyznanie racji, że jako ludzie możemy spotkać się przy jednym stole, zaś dzięki Bogu i cierpliwości Prawda, która nie zależy od argumentów pobożnych, zawsze zwycięży.
To jaki jest Kościół zależy od każdego
Proszę nie podejrzewać mnie, że piszę o tym, na co nie mam wpływu. Piszę o swoich możliwościach i o możliwościach każdego, kto ten tekst czyta. Bez względu na to, czy jest siostrą zakonną, świecką osobą, zwykłym księdzem, biskupem, czy Papieżem. Akurat z tego ostatniego warto brać przykład w tym temacie. To jaką obieram perspektywę, czy sam przyjmuję Prawdę z Miłością i z Miłością ją głoszę innym, jest kluczowe. Można komuś mówić "nawróć się!", a można kogoś poznać, dać mu czas i pokazać, że nawrócenie we dwójkę jest znacznie lepsze!
Ostatnio z moim kolegą rozmawialiśmy o zwolennikach aborcji. Powiedziałem wtedy, żebyśmy w ramach ćwiczenia wyobrazili sobie "zwolennika aborcji" - celowo wybrałem starszego mężczyznę, zapominającego, jak się ma na imię, który ma na sztandarze "zakaz aborcji". Ustaliliśmy obaj z kolegą, że my we dwóch jesteśmy za zakazem aborcji. Przychodzi ten staruszek, który sam aborcji już nie dokona, zwłaszcza, że nie jest nawet lekarzem. Zadałem koledze pytanie, czy gdyby był moim krewnym, albo jego krewnym, albo kandydatem lub wybranym ważnym urzędnikiem, pogonilibyśmy go z ciepłej plebanii dlatego, że jest zwolennikiem aborcji? No nie. A czy na wstępie skupilibyśmy się, że ma on na sztandarze aborcję, czy pozwolilibyśmy, aby powiedział coś o sobie i sam podpowiedział temat rozmowy?
Warto zadbać, aby "przeciwnicy" - ci ludzcy - mieli ludzkie oblicze. Warto zadbać o granicę między głoszeniem ustami, a głoszeniem przez życzliwość i "bycie człowiekiem". Sam łapię się, jak łatwo przychodzi mi potępianie, złe myślenie nawet o ludziach z konkretną etykietką. Niestety, mistrzowie od etykietowania są również w Kościele i przez bardzo wierzących w swoim mniemaniu ludzi. A to bardzo zwodnicze, czy jak wolą niektórzy, diaboliczne..
Jedną z prawd Ewangelii, potrzebną myślę zawsze, bez względu na zmieniający się rok, jest to, że wszyscy jesteśmy dziećmi Jedynego Boga, powołanymi do wspólnoty z Nim. I wszystko, nie tylko słowa, ale wszystko ma służyć temu celowi. To będzie dobry rok, jeśli o tym sobie w Kościele przypominać będziemy często.