Kultura lajków - III Niedziela Adwentu 2020

obrazy Słowa



1. Ja nie jestem Mesjaszem

Jak inna jest odpowiedź Jana od najczęściej padającej z naszych ust lub utajonej w naszych myślach. To przecież my chcemy być mesjaszami. Dla siebie, dla innych. Zwłaszcza kiedy mamy z góry upatrzone cele i pragnienia. "Wiem, co zrobić". Jan proponuje odpowiedź będącą kwintesencją słowa "pokora", w znaczeniu "znajomość siebie", znajomośc własnej granicy, własych możliwości, a także gotowość na przyjęcie tego, co jest wolą Pana. Jan nie ucieka w proste i chwytliwe słowa, klucze, które spowodują jego rozgłos, a także autorytet. Przecież sam Jezus porówna go z Eliaszem. Jan nie jest jednak autokreatorem i nie ulega pokusie samookreślenia do tego stopnia. Tym, który nadaje sens jego misji i życiu, jest Pan.

Stojąc na progu Ziemi Świętej nie przekracza jej granicy. Choć widzi oczami proroka Ziemię Świętą - nawet więcej niż ją, bo samego Jezusa - nie przekracza danej mu granicy. Pokora idzie w parze z posłuszeństwem. Tego faryzeusze nie rozumieją, ponieważ oni zaklęci są w swoich przepisach i zamiast Ziemi Świętej widzieć będą jedynie je.

Lubimy porządkowac życie. Zwłaszcza innym. Tysiące komentarzy, kultura "lajku" i "udostępnienia" powoduje, że mamy poczucie olbrzymiego wpływu na innych. Wypływa z nas mnóstwo komunikatów. Nim poznamy siebie, nim w nas zarezonuje jakiekolwiek słowo, czy myśl, my już jesteśmy gdzie indziej.

Nie rozmawiamy ze sobą, nawet z samymi sobą, nie rozmawiamy w rodzinach, nie prowokujemy wymiany myśli, nie ubogacamy się spotkaniem. Ograniczamy się do komunikatów. Jak radio - odbiornik i nadajnik. Nie dochodzi jednak do spotkania. Otaczamy się nadajnikami, krzyczy coś wciąż do nas, setki bodźców i komunikatów. Wchodzimy do domu - gra radio, albo telewizor. W nocy cały sezon znanego serialu. Śpimy obok siebie, pijamy razem kawę, zjemy obiad, ale między nami jest muskanie smartfona i szukanie sensu w informacjach, które szybciej się dezaktualizują, niż się pojawiają.

Odbiorniki zmieniają się w piorunochrony. Zbieramy emocje i musimy je wyładować. Stad zamiast być chodzącą monstrancja, zamiast nieść Jezusa do przestrzeni, do których jesteśmy posłani, jesteśmy chodzącymi bombami atomowymi. Nas rozsadza, więc rozsadzamy wszystko na naszej drodze. Niszczymy relacje, plany, gasimy płomyki dobra. Widzimy tylko siebie.


2. Ten, który słucha

Na tym tle rysuje się postac Jana. Nie odpowiada pochopnie, nie snuje planów nierealnych, swoich. Nie odwołuje się do wyimaginowanego autorytetu. Nie szuka wygodnej ścieżki. Jest tym, który słucha. Pustynia i samotność, którą świadomie wybiera jest wyrwaniem z tego, co może zagłuszyć mu siebie samego i Boga. Aby byc głosem najpierw trzeba słuchać. Dlatego on nie mówi za siebie. Nie mówi tego, czego nie usłyszał. I mówi z cierpliwością. Podobną do tej, z jaką Jezus odpowiadał faryzeuszom.

Jan słucha. W słuchaniu odnalazł siebie. Nim odnajdę Boga muszę odnaleźć siebie. Zdarza się, że w krzyczącym świecie wyłączymy wtyczkę. Siadamy, chcemy się w ciszy pomodlić. I zaczyna się koszmar. Ani jednej sekundy ukojenia. Cali krzyczymy. Bo wreszcie możemy siebie sami usłyszeć. Spróbował ktoś zostawić psa samego w domu? Kiedy wraca właściciel pies nie może skończyć szczekać - bo wreszcie ma do kogo. Kiedy wyłączymy telewizor z jedynie słuszną stacją, kiedy odłożymy smartfona, kiedy zrobimy głęboki oddech najpierw odzywa się najbardziej niewysłuchana przez nas istota - my sami.

Początek dnia przestał być otwarciem dialogu z Bogiem. Jest zalogowaniem, włączeniem, rozpoczęciem rutyny w techno-świecie. Zamiast czułości przytulenia są muśnięcia elektronicznych zabawek. Zamiast zaczerpnięcia energii ze źródła życia, wbiegamy w kierat rutyny, która jak fala rzeki wydaje się nas trzymać w pędzie życia.

Kontakt z samym sobą wydaje się najbardziej potrzebnym krokiem do złapania prawdziwej relacji z Bogiem. Usłyszeć siebie, to pozwolić sobie na wejście w intymny doalog swoich spraw ze sprawami Bożymi. Św. Jan to człowiek wylogowania ze świata (jak nasz pełneg iluzji), aby zalogować się w Bogu i mieć siłę do znoszenia podejrzanej troski faryzeuszów. Ale ponad to - do okazania gotowości służby tym, którzy potrzebują, a do których posłał mnie Ten, który ofiarował mi życie.

Przeczytaj też

Co Jezus dzisiaj wyrzuca z mojej świątyni?

Mimo zamkniętych drzwi i ludzkich obaw

Czasem trzeba rozsypać świat

Co to są "czcze rzeczy"?, czyli o Drugim Prawie z Dekalogu