Miłość - kolejna iluzja
"Miłość jest zawsze dobra!" - wierzysz, że tak jest?
Jeżeli nie, to dobrze, bo jest to jedno z najbardziej rozpowszechnionych dzisiaj kłamstw. Sama miłość, jako uczucie, jest neutralna i to nie znaczy, że nie może być ona szkodliwa. To, że Bóg jest Miłością, nie oznacza, że każda miłość i każda jej forma jest przez Boga błogosławiona.
Każdy człowiek przeżywa różne stopnie i natężenia zakochania i zauroczenia. Obiektami westchnień bywają osoby, ale też przedmioty i rzeczywistość, czasem nawet abstrakcja. Zauroczenie i zachwyt jest znakiem osobowego rozwoju.
Dlaczego miłość może nie być dobra?
Miłość jako uczucie należy nieustannie sprawdzać. Kiedy jesteśmy zakochani, kiedy żyjemy miłością - czy do człowieka, czy Boga - nieustannie, według mnie, należy czynić z niej rachunek sumienia. Nawet, jeżeli jest się osobą niewierzącą. Czy ta miłość ubogaca nas? Czy ja staję się dzięki niej bliższy swemu prawdziwemu człowieczeństwu, czy wzrastam w cnotach? Dla wierzącego miłość między osobami jest drogą, która jemu konkretnie ma pomóc w drodze ku Bogu i ku zbawieniu.
Zapewne argumentacja z wiary jest niepełna dla moich Kochanych Łotrów z Rejtana, zatem postarajmy popatrzeć na rzecz odrobinę filozoficznie.
Jeżeli kategorię wiary postawimy poza nawiasem, łatwo dojść do podobnych wniosków, właśnie zwracając uwagę na kontekst ludzki. Jeżeli miłość sprawia, że staję się zwierzęciem, a nie człowiekiem, że moje potrzeby i ich realizacja przypomina coraz bardziej zwierzę niż człowieka, to znaczy, że czerwone światło powinno się zapalić. Jeżeli nie umiemy się powstrzymać od degradacji naszej dojrzałości ludzkiej, stajemy się np. zdziecinniali, albo infantylni, zamiast stawać się odpowiedzialnymi kobietą i mężczyzną, to jest znak, że rachunek sumienia musi być wnikliwie dokonany.
Księga Rodzaju uczy, że w ludzki świat, w każdy jego poziom, wkradł się wąż i wkradł się chwast. Chrystus przypomina o konieczności przesiewania tego, co stanowi o naszym wyborze i powołaniu, również w tym, co stanowi o naszym człowieczeństwie. Być człowiekiem, nie oznacza "żyć jak zwierzę". "Natura" w odniesieniu do człowieka od starożytności nie ma nic wspólnego z chodzeniem po drzewach i miłością seksualną bez ograniczeń. Oznacza ona powołanie człowieka, które wpisane jest przed Boga w sens jego życia. Stąd "naturalne" to to, co najbardziej ludzkie, odróżniające człowieka od zwierząt.
Trudno jest kochać Boga i trudno jest kochać człowieka. Miłość jest zadaniem dla nas postawionym przez samego Stwórcę. Miłość ma sprawiać, że bardziej stajemy się ludźmi. Jak? Choćby przez stawiane sobie samym przez kochających wymagania. Kiedy kocham, chcę wymagać od siebie, aby nie ranić w miłości. To jest właśnie droga cnoty. Mam wewnętrzną potrzebę bycia lepszym.
I uwaga...
Chrystus mówi, że wobec każdego, a nie tylko wobec wybranych, mamy mieć postawę miłości. Każdego.
Owocnego Adwentu!
Wpis powyższy powstał w ścisłym związku z tym postem i z jego inspiracji
Każdy człowiek przeżywa różne stopnie i natężenia zakochania i zauroczenia. Obiektami westchnień bywają osoby, ale też przedmioty i rzeczywistość, czasem nawet abstrakcja. Zauroczenie i zachwyt jest znakiem osobowego rozwoju.
Dlaczego miłość może nie być dobra?
Miłość jako uczucie należy nieustannie sprawdzać. Kiedy jesteśmy zakochani, kiedy żyjemy miłością - czy do człowieka, czy Boga - nieustannie, według mnie, należy czynić z niej rachunek sumienia. Nawet, jeżeli jest się osobą niewierzącą. Czy ta miłość ubogaca nas? Czy ja staję się dzięki niej bliższy swemu prawdziwemu człowieczeństwu, czy wzrastam w cnotach? Dla wierzącego miłość między osobami jest drogą, która jemu konkretnie ma pomóc w drodze ku Bogu i ku zbawieniu.
Zapewne argumentacja z wiary jest niepełna dla moich Kochanych Łotrów z Rejtana, zatem postarajmy popatrzeć na rzecz odrobinę filozoficznie.
Jeżeli kategorię wiary postawimy poza nawiasem, łatwo dojść do podobnych wniosków, właśnie zwracając uwagę na kontekst ludzki. Jeżeli miłość sprawia, że staję się zwierzęciem, a nie człowiekiem, że moje potrzeby i ich realizacja przypomina coraz bardziej zwierzę niż człowieka, to znaczy, że czerwone światło powinno się zapalić. Jeżeli nie umiemy się powstrzymać od degradacji naszej dojrzałości ludzkiej, stajemy się np. zdziecinniali, albo infantylni, zamiast stawać się odpowiedzialnymi kobietą i mężczyzną, to jest znak, że rachunek sumienia musi być wnikliwie dokonany.
Księga Rodzaju uczy, że w ludzki świat, w każdy jego poziom, wkradł się wąż i wkradł się chwast. Chrystus przypomina o konieczności przesiewania tego, co stanowi o naszym wyborze i powołaniu, również w tym, co stanowi o naszym człowieczeństwie. Być człowiekiem, nie oznacza "żyć jak zwierzę". "Natura" w odniesieniu do człowieka od starożytności nie ma nic wspólnego z chodzeniem po drzewach i miłością seksualną bez ograniczeń. Oznacza ona powołanie człowieka, które wpisane jest przed Boga w sens jego życia. Stąd "naturalne" to to, co najbardziej ludzkie, odróżniające człowieka od zwierząt.
Trudno jest kochać Boga i trudno jest kochać człowieka. Miłość jest zadaniem dla nas postawionym przez samego Stwórcę. Miłość ma sprawiać, że bardziej stajemy się ludźmi. Jak? Choćby przez stawiane sobie samym przez kochających wymagania. Kiedy kocham, chcę wymagać od siebie, aby nie ranić w miłości. To jest właśnie droga cnoty. Mam wewnętrzną potrzebę bycia lepszym.
I uwaga...
Chrystus mówi, że wobec każdego, a nie tylko wobec wybranych, mamy mieć postawę miłości. Każdego.
Owocnego Adwentu!
Wpis powyższy powstał w ścisłym związku z tym postem i z jego inspiracji