"Niechże doświadczę...", czyli komentarz Cienia do Koheleta, część druga (rozdział 2)
Niechże doświadczę radości
i zażyję szczęścia
Jak bliskie wydaje się mi to wezwanie. Jak często ja sobie tak mówię i jak często u innych to słyszę. Tak, Mędrzec wyraża w tych prostych słowach nasze złudzenie, że "lepiej wiemy", że sami potrafimy wybrać dla siebie szczęśliwą drogę. Więcej, te słowa to nasze słowa, kiedy wąż, jak pierwszym rodzicom w Raju, mówi nam, że Bóg zabrania nam czegoś, abyśmy nie byli szczęśliwi, jak On, albo, żebyśmy nie byli Bogami. I idziemy często za tym. To doświadczenie nie przynosi nam boskości, ale poczucie ludzkiej ułomności, grzechu. Przynosi wstyd, zadaje rany nam i naszemu otoczeniu.
Niechże doświadczę radości
i zażyję szczęścia (Koh 2,1)
I dalej Mędrzec pisze:
... i pobudowałem sobie...
... i nagromadziłem sobie...
... i urządziłem sobie... (2,2-8)
Dla mnie zdało się ciekawe, że ów "król Izraela" wylicza znaki błogosławieństwa Narodu, które w Psalmach, Księgach Królewskich i Kronik wylicza sam Bóg. Kohelet może powiedzieć, że buduje swój świat, który powinien go na prawdę cieszyć. A jednak...
I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi jaki sobie tym zadałem [...] Ten sam los spotyka wszystkich (Koh 2, 14-15)
Przypomina mi to przypowieść z Ewangelii wg św. Łukasza z rozdziału 12 (13-21) o "pewnym zamożnym rządcy, któremu dobrze się wiodło" i który rozbudował swoje spichlerze i swoje włości. I cieszył się, że się jemu powodzi. Aż w nocy usłyszał to przerażające: "Głupcze!". To "głupcze" słyszymy wszyscy, ilekroć budujemy na sobie. I lepiej, żebyśmy usłyszeli je jak najszybciej, bo u progu naszego życia, może być za późno.
Kto weźmie to wszystko?
Jednakowy los spotyka mędrca i głupca.
Toteż znienawidziłem życie [...]
i wszelki swój dorobek
Te słowa Koheleta, jak cały rozdział zostawiają nas w zawieszeniu. Widać, że pytanie jakie stawia, to pytanie o sprawiedliwość na tym świecie. Tę sprawiedliwość, która ma być rozsądzeniem mnie i ciebie. Tę sprawiedliwość, która wykroczyć może tylko poza życie. Tu na ziemi, panuje wedle Koheleta marność, bezsens, brak sprawiedliwości, pomimo wielkich wysiłków. Życie nie ogranicza się do spokojnego jedzenia, picia, radości z pracy. Ostatnie wersety rozdziału 2 są ironią, wyśmianiem prostej pociechy rzekomo na Bogu się opierającej. Bóg nie udziela na ziemi sprawiedliwości - dobrym udziela obfitego błogosławieństwa, złym je odbierając. Kohelet mówi - to życie domaga się odpłaty po śmierci, inaczej sprawiedliwości nie ma i nie będzie.
A tutaj poprzednie rozdziały:
Wstęp
Rozdział I
i zażyję szczęścia
Jak bliskie wydaje się mi to wezwanie. Jak często ja sobie tak mówię i jak często u innych to słyszę. Tak, Mędrzec wyraża w tych prostych słowach nasze złudzenie, że "lepiej wiemy", że sami potrafimy wybrać dla siebie szczęśliwą drogę. Więcej, te słowa to nasze słowa, kiedy wąż, jak pierwszym rodzicom w Raju, mówi nam, że Bóg zabrania nam czegoś, abyśmy nie byli szczęśliwi, jak On, albo, żebyśmy nie byli Bogami. I idziemy często za tym. To doświadczenie nie przynosi nam boskości, ale poczucie ludzkiej ułomności, grzechu. Przynosi wstyd, zadaje rany nam i naszemu otoczeniu.
Niechże doświadczę radości
i zażyję szczęścia (Koh 2,1)
I dalej Mędrzec pisze:
... i pobudowałem sobie...
... i nagromadziłem sobie...
... i urządziłem sobie... (2,2-8)
Dla mnie zdało się ciekawe, że ów "król Izraela" wylicza znaki błogosławieństwa Narodu, które w Psalmach, Księgach Królewskich i Kronik wylicza sam Bóg. Kohelet może powiedzieć, że buduje swój świat, który powinien go na prawdę cieszyć. A jednak...
I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi jaki sobie tym zadałem [...] Ten sam los spotyka wszystkich (Koh 2, 14-15)
Przypomina mi to przypowieść z Ewangelii wg św. Łukasza z rozdziału 12 (13-21) o "pewnym zamożnym rządcy, któremu dobrze się wiodło" i który rozbudował swoje spichlerze i swoje włości. I cieszył się, że się jemu powodzi. Aż w nocy usłyszał to przerażające: "Głupcze!". To "głupcze" słyszymy wszyscy, ilekroć budujemy na sobie. I lepiej, żebyśmy usłyszeli je jak najszybciej, bo u progu naszego życia, może być za późno.
Kto weźmie to wszystko?
Jednakowy los spotyka mędrca i głupca.
Toteż znienawidziłem życie [...]
i wszelki swój dorobek
Te słowa Koheleta, jak cały rozdział zostawiają nas w zawieszeniu. Widać, że pytanie jakie stawia, to pytanie o sprawiedliwość na tym świecie. Tę sprawiedliwość, która ma być rozsądzeniem mnie i ciebie. Tę sprawiedliwość, która wykroczyć może tylko poza życie. Tu na ziemi, panuje wedle Koheleta marność, bezsens, brak sprawiedliwości, pomimo wielkich wysiłków. Życie nie ogranicza się do spokojnego jedzenia, picia, radości z pracy. Ostatnie wersety rozdziału 2 są ironią, wyśmianiem prostej pociechy rzekomo na Bogu się opierającej. Bóg nie udziela na ziemi sprawiedliwości - dobrym udziela obfitego błogosławieństwa, złym je odbierając. Kohelet mówi - to życie domaga się odpłaty po śmierci, inaczej sprawiedliwości nie ma i nie będzie.
A tutaj poprzednie rozdziały:
Wstęp
Rozdział I