"Powróz potrójny niełatwo się zerwie", czyli komentarza do Koheleta ciąg dalszy (rozdział 4)
Lepiej jest dwom niż jednemu [...], bo gdy upadną, jeden drugiego podniesie (Koh 4,9-10)
Biada, kiedy nie ma nas kto podnieść. Nie trudno określić tę część Księgi Koheleta, jako poświęconej społeczności. Medytacja nad sensem bycia z drugim człowiekiem. Sensem przyjaźni, znajomości i współpracy. Również społeczności. Również wspólnoty.
Pisze Kohelet, widziałem wszystkie uciski, jakie pod słońcem się zdarzają, i oto: łzy uciśnionych, a nie ma kto ich pocieszyć. I następuje wielki wykład o potrzebie, jaka jest ludziom wspólna. O potrzebie drugiego człowieka. Nie ma większej mizerności żywota, kiedy ktoś jest skazany na łzy w samotności, na tęsknoty i cierpienia swojego życia w samotności, kiedy nie ma kto go ani pocieszyć, ani z nim porozmawiać. Dzisiaj tak możemy to rozumieć.
Warto wspomnieć jednak o czasach i myśleniu, jakie były udziałem Koheleta.
Otóż w społecznościach semickich najbliższe otoczenie, stanowiące klan, szeroko pojmowaną rodzinę, ród, pokolenie, stanowiło podstawę życia i przeżycia. Z reguły człowiek nie opuszczał często swojej rodzinnej krainy, zaś wszyscy, którzy z nim żyli, byli jego krewnymi. Byli mu bliscy. Od tego czy miał potomka, czy miał braci zależało, czy przeżyje on. W Starym Testamencie, wieczność rozumiana była po ziemsku. Nie było jeszcze Szeolu, obietnicy Nieba. Dobre życie miało jedno błogosławieństwo - liczne potomstwo i błogosławieństwo dla kolejnych pokoleń, które nastąpi po delikwencie. Stąd Abraham był najbardziej wybranym, spośród ludzi ziemi. Jemu Jahwe tak pobłogosławił, że na wieki pobłogosławił. Jemu Jahwe tak odpłacił za pobożność i wiarę, że dał mu potomstwo najliczniejsze. Czyli jakie?- zapytałby Semita. Ano tak liczne, jak gwiazdy na niebie i piasek na pustyni.
Co ta przydługa dygresja ma z tym wspólnego?
Takie myślenie Kohelet pomału przełamuje. Tak, społeczność jest istotna i ważna, ale na zupełnie inny sposób. Pomimo bowiem wydarzeń i wyborów w życiu człowieka, można dojrzeć marność - niesprawiedliwość skierowaną na pobożnego i bogactwa bezbożników. To znak, że Sprawiedliwość Bóża sięga dalej - poza naszą doczesną marność. Pierwsza przesłanka, że jest życie po śmierci. Domaga się tego sprawiedliwość istniejącego i objawiającego się Boga.
A drugi człowiek? On jest dla nas Bożym darem, zawsze, jeżeli umiemy ten dar docenić, wyjść mu na przeciw. Mówię trochę nie ładnie - sięgnąć po dar drugiego człowieka. Jeden z filozofów współczesnych mówił, że drugi jest dla mojego ja piekłem, ponieważ dla niego muszę siebie trochę zabić. Drugi miałby przypalać moje potrzeby, moją indywidualność. Jest prawdą, że drugi mnie ogranicza, że każdy drugi człowiek stawia przede mną wymagania. Ale nie może być prawdziwym takie spojrzenie. Druga osoba obnaża prawdę o mnie samym. Przy drugim człowieku staję się bardziej o-sobą, sobą samym. Najpierw wychodzi to, co w miłości do człowieka we mnie jest słabe, nie-mocne. Ale przez miłość się powoli udoskonala.
Abyśmy między nami stawali się coraz bardziej sobą. Jedna z definicji zdrowej miłości jest taka, że "ja" dbam, abyś "Ty" był "Ty", a nie drugie "ja"; bo ludzie mądrzy zaobserwowali, że jest w nas pokusa, aby z kochanych osób robić swoje klony. Im więcej będę zwalczał tę pokusę w sobie, tym doskonalsza będzie relacja. "Ty" masz być "Ty", bo to jest Twoja tożsamość.
Powróz potrójny niełatwo się zerwie
Bóg wybrał Trójcę jako doskonały obraz relacji. W rozdziale czwartym cały czas mowa jest o dwóch, których przyjaźń scala, bo jest podporą, pewnym zewnętrznym oparciem (na wypadek kłopotów). Ale w tym jednym wersie Mędrzec pisze o Trójcy. To zapowiedź Objawienia Nowego Testamentu, gdzie Bóg Objawi Siebie, i człowieka, i społeczność i relację jako Trójcę.
Niech Pan Bóg błogosławi nam na ten Wielki Post!
Poprzednie rozdziały:
Wstęp
I Rozdział
II Rozdział
III Rozdział
Biada, kiedy nie ma nas kto podnieść. Nie trudno określić tę część Księgi Koheleta, jako poświęconej społeczności. Medytacja nad sensem bycia z drugim człowiekiem. Sensem przyjaźni, znajomości i współpracy. Również społeczności. Również wspólnoty.
Pisze Kohelet, widziałem wszystkie uciski, jakie pod słońcem się zdarzają, i oto: łzy uciśnionych, a nie ma kto ich pocieszyć. I następuje wielki wykład o potrzebie, jaka jest ludziom wspólna. O potrzebie drugiego człowieka. Nie ma większej mizerności żywota, kiedy ktoś jest skazany na łzy w samotności, na tęsknoty i cierpienia swojego życia w samotności, kiedy nie ma kto go ani pocieszyć, ani z nim porozmawiać. Dzisiaj tak możemy to rozumieć.
Warto wspomnieć jednak o czasach i myśleniu, jakie były udziałem Koheleta.
Otóż w społecznościach semickich najbliższe otoczenie, stanowiące klan, szeroko pojmowaną rodzinę, ród, pokolenie, stanowiło podstawę życia i przeżycia. Z reguły człowiek nie opuszczał często swojej rodzinnej krainy, zaś wszyscy, którzy z nim żyli, byli jego krewnymi. Byli mu bliscy. Od tego czy miał potomka, czy miał braci zależało, czy przeżyje on. W Starym Testamencie, wieczność rozumiana była po ziemsku. Nie było jeszcze Szeolu, obietnicy Nieba. Dobre życie miało jedno błogosławieństwo - liczne potomstwo i błogosławieństwo dla kolejnych pokoleń, które nastąpi po delikwencie. Stąd Abraham był najbardziej wybranym, spośród ludzi ziemi. Jemu Jahwe tak pobłogosławił, że na wieki pobłogosławił. Jemu Jahwe tak odpłacił za pobożność i wiarę, że dał mu potomstwo najliczniejsze. Czyli jakie?- zapytałby Semita. Ano tak liczne, jak gwiazdy na niebie i piasek na pustyni.
Co ta przydługa dygresja ma z tym wspólnego?
Takie myślenie Kohelet pomału przełamuje. Tak, społeczność jest istotna i ważna, ale na zupełnie inny sposób. Pomimo bowiem wydarzeń i wyborów w życiu człowieka, można dojrzeć marność - niesprawiedliwość skierowaną na pobożnego i bogactwa bezbożników. To znak, że Sprawiedliwość Bóża sięga dalej - poza naszą doczesną marność. Pierwsza przesłanka, że jest życie po śmierci. Domaga się tego sprawiedliwość istniejącego i objawiającego się Boga.
A drugi człowiek? On jest dla nas Bożym darem, zawsze, jeżeli umiemy ten dar docenić, wyjść mu na przeciw. Mówię trochę nie ładnie - sięgnąć po dar drugiego człowieka. Jeden z filozofów współczesnych mówił, że drugi jest dla mojego ja piekłem, ponieważ dla niego muszę siebie trochę zabić. Drugi miałby przypalać moje potrzeby, moją indywidualność. Jest prawdą, że drugi mnie ogranicza, że każdy drugi człowiek stawia przede mną wymagania. Ale nie może być prawdziwym takie spojrzenie. Druga osoba obnaża prawdę o mnie samym. Przy drugim człowieku staję się bardziej o-sobą, sobą samym. Najpierw wychodzi to, co w miłości do człowieka we mnie jest słabe, nie-mocne. Ale przez miłość się powoli udoskonala.
Abyśmy między nami stawali się coraz bardziej sobą. Jedna z definicji zdrowej miłości jest taka, że "ja" dbam, abyś "Ty" był "Ty", a nie drugie "ja"; bo ludzie mądrzy zaobserwowali, że jest w nas pokusa, aby z kochanych osób robić swoje klony. Im więcej będę zwalczał tę pokusę w sobie, tym doskonalsza będzie relacja. "Ty" masz być "Ty", bo to jest Twoja tożsamość.
Powróz potrójny niełatwo się zerwie
Bóg wybrał Trójcę jako doskonały obraz relacji. W rozdziale czwartym cały czas mowa jest o dwóch, których przyjaźń scala, bo jest podporą, pewnym zewnętrznym oparciem (na wypadek kłopotów). Ale w tym jednym wersie Mędrzec pisze o Trójcy. To zapowiedź Objawienia Nowego Testamentu, gdzie Bóg Objawi Siebie, i człowieka, i społeczność i relację jako Trójcę.
Niech Pan Bóg błogosławi nam na ten Wielki Post!
Poprzednie rozdziały:
Wstęp
I Rozdział
II Rozdział
III Rozdział